wtorek, 31 maja 2016

Mieszkanie

Znalezienie mieszkania w Japonii, nie jest raczej trudną sprawą. Jeśli znamy japoński to wystarczy przejść się do biura agenta i zostawić mu resztę. Trudniej może być jeżeli nie znamy japońskiego i chcemy znaleźć mieszkanie będąc jeszcze w naszym kraju. Mi się jakoś udało.

Oczywiście szkoła przysłała mi listę mieszkań, wystarczyło tylko wybrać i wszystko załatwili by za mnie. Jednak ich oferta była stanowczo dla mnie za droga. Średnia cena mieszkań to 50 tysięcy jenów. Wiedziałem również, że można znaleźć oferty o wiele tańsze, więc podziękowałem za ich propozycje.
Jak znalazłem swój pokój? Najprostszym z możliwych sposobów. Wpisałem w google odpowiednią frazę i kliknąłem wyszukaj. Tak natrafiłem na kilka różnych stron, ale ostatecznie zdecydowałem się szukać na jednej i to tylko ze względu na to, że miała dosyć ciekawą opcję wyszukiwania ofert. Wszystkie strony były oczywiście w języku angielskim. Dzięki temu miałem pewność, że akceptują gaijinów bez większych przeszkód. Kiedy w końcu zdecydowałem się na konkretną ofertę, wysłałem za pośrednictwem strony zapytanie. Długo nie musiałem czekać i dostałem maila zwrotnego od mojego agenta z kilkoma prostymi pytaniami. W następnym mailu przedstawił mi zupełnie inne oferty. To co ja wybrałem było wg niego trochę za daleko od szkoły. Teraz też nie mieszkam w jej pobliżu. Podejrzewam, że tamte oferty nie były dla obcokrajowców, albo były skierowane wyłącznie do kobiet. Nigdy się nie dowiem. Co ciekawe mieszkania tylko dla kobiet są o wiele tańsze. Oferty, które mi przesłał za pierwszym razem średnio mi odpowiadały, więc poprosiłem o kolejne. Gdy już się zdecydowałem przesłał mi fakturę, za którą miałem zapłacić i pokój był już mój. W ostatnim mailu dostałem adres mieszkania i mapki z drogą ze szkoły do mieszkania. Zapłata za mieszkanie trochę mi nie wyszła tak jak powinna. Dziwię się, że mój agent miał tyle cierpliwości do mnie. Chciałem zapłacić za wszystko ze swojego brytyjskiego konta, jednak okazało się, że przez ten ogromny spadek wartości funta jaki był na początku tego roku, miałem za mało pieniędzy. Musiałem zrobić przelew najpierw na swoje polskie konto, a dopiero później zapłacić za mieszkanie. Trochę to potrwało. Przekroczyłem termin płatności o dobrych kilka dni, ściemniając agentowi, że już dawno zapłaciłem i że to po prostu wina międzynarodowych przelewów. W rzeczywistości za mieszkanie zapłaciłem na lotnisku w Warszawie jakieś 2 godziny przed planowanym wylotem. Tak więc do ostatniej chwili nie byłem pewny, czy mam gdzie spać  i rozważałem znalezienie jakiegoś hostelu na kilka dni. Na szczęście nie musiałem.

Wynajęcie mieszkania w Japonii jest bardzo kosztowne, dlatego ludzie tak rzadko postanawiają się przeprowadzać. Istnieje wiele opłat, których w Polsce nie ma.
Dla przykładu:

  •  czynsz za pierwszy miesiąc
  • opłata agenta
  • depozyt
  • opłata "dziękczynna" taka opłata przez którą dziękujecie właścicielowi za pozwolenie mieszkania w jego własności. Tego nigdy Wam nie zwrócą.
  • ubezpieczanie od pożaru
  • W przypadku obcokrajowców wymagany jest gwarantor, który za nas odpowiada jeśli coś przeskrobiemy. Nie znamy nikogo, kto mógłby to zrobić więc wynajmujemy firmę. Kolejna kasa do wydania
  • plus jakieś opłaty za sprzątanie
I tak jakoś uzbierało się tych opłat tyle, co moje 3,5 czynszu. Zaznaczam, że wybrałem najtańszą opcję z możliwych. Dlatego nie musiałem też płacić "dziękczynienia", mam wspólną kuchnię i łazienkę z innymi mieszkańcami ale najważniejsze, że mam swój własny pokój.
I tak za każdym razem jak tylko postanowicie się przeprowadzić.
Za swój pokój płacę około 24 tysiące miesięcznie, zależy od tego ile prądu zużyję. Jest to ponad dwa razy mniej niż to co oferowała mi szkoła.

poniedziałek, 30 maja 2016

Japońska biurokracja

Po Restauracji Meiji w 1868r. Japonia zaczęła wysyłać do krajów zachodnich swoich posłów. Ich głównym celem i zadaniem była nauka i wymiana kulturowa. Mieli nauczyć się jak zarządzać silnym i nowoczesnym państwem. Uczyli jak działa zachodni przemysł, system pracy i oczywiście administracja. Dla ciekawostki to właśnie w tym okresie powstały największe japońskie firmy takie jak np. Mitsubishi.
Ale dzisiaj o administracji. Właśnie tej jednej rzeczy nauczyli się chyba od złego kraju i nie wiem czemu ale wydaje mi się, że naukę tę otrzymali od Niemców. Ordnung muss sein. Może właśnie dlatego. Niemcy chyba lubią mieć wszystko na papierku. Tak przynajmniej było podczas wojny. Dla jasności nigdy nie miałem do czynienia z niemiecką administracją. Tak jakoś mi się wydaje. Jeśli się mylę to przepraszam bardzo.

Jako, że wprowadziłem się do Japonii jakiś czas temu, musiałem odwiedzić coś jak urząd dzielnicy, w której mieszkam celem zarejestrowania się. Pojechałem tam koło godziny 10 rano, ponieważ popołudniem miałem udać się do szkoły, aby napisać test na podstawie którego byliśmy przydzielani do grup. No i rano spodziewałem się mniejszych kolejek. Do urzędu jechałem z myślą, że muszę tylko wbić pieczątkę z moim adresem zamieszkania. Nic bardziej mylnego, musiałem zrobić jeszcze kilka innych rzeczy o których nie miałem zielonego pojęcia. Na samym początku musiałem wypełnić formularz o zmianie adresu, odebrać numerek i ustawić się w kolejce. Na szczęście pomógł mi w tym pracownik urzędu, który stał tam tylko po to, żeby pomagać takim ludziom jak ja. Widziałem ludzi, którzy wypełnili źle formularz i byli odsyłani do poprawki i jednocześnie na koniec kolejki. Modliłem się, aby mnie to nie spotkało. Odczekałem swoje w kolejce, oddałem formularz i mój japoński dowód. Urzędnik sprawdził, a następnie odesłał mnie do kolejnego okienka i powiedział, że tam odbiorę swój dowód kiedy będzie gotowy. Znowu musiałem czekać, ale godzina była jeszcze młoda więc nie bardzo mi to przeszkadzało. Do tamtego okienka nie trzeba było numerka, więc wywoływali po nazwiskach. To było akurat całkiem zabawne w moim przypadku. Właśnie w tym momencie zaczął się mój koszmar. Urzędnik oddając mi mój dowód powiedział, że teraz mam iść do następnego okienka. Tym razem japoński system emerytalny. Kolejny formularz, czekanie w kolejce i zabawa z urzędnikami siłującymi się z moim imieniem, czy nazwiskiem. Godzina zaczyna robić się późna, a ja obiecałem być w szkole na konkretną godzinę. Oczywiście to nie był finał przygody w urzędzie, bo znowu polecono mi udać się następnego okienka. Tym razem japońskie ubezpieczenie zdrowotne. I tutaj zaczęły się cyrki bo moje imię i nazwisko są za długie. Urzędnik na prawdę nie wiedział co ze mną zrobić, bo skrócić nie można, wszystko musi zachować oficjalny status. Zaproponowałem mu, żeby zamiast pierwszego imienia użyć drugiego, które jest znacznie krótsze. Powiedział, że tak nie można, bo jest wyraźny zakaz użycia drugiego imienia. Ja się spieszę, czas ucieka a ten się drapie w głowę i nie wie co robić, więc znowu proponuję użycie drugiego imienia zamiast pierwszego, mówiąc mu, że w Polsce tak można. Chociaż tak na prawdę nie mam pojęcia czy można. W końcu się zgodził i szybko mnie zarejestrował oraz wydrukował moją kartę z numerem ubezpieczenia. Po dość długiej przygodzie w urzędzie mogłem się udać do szkoły na test, oczywiście bez zjedzenia obiadu i będąc lekko spóźnionym, na co akurat nikt nie zwrócił uwagi.

Podsumowując wszystko zajęło mi kilka dobrych godzin. W każdym okienku formularz do wypełnienia i tona innych papierków do podpisania, przeczytania. Drukowali mi nawet instrukcje po angielsku jak mam wypełniać poszczególne dokumenty. Jak dla mnie to mogliby mieć już gotowe wydrukowane szablony, zamiast drukować za każdym razem kiedy ktoś się pojawi. Nie jestem też jedynym, który narzeka na japońską biurokracje. Nawet mój znajomy Japończyk powiedział "no tak, japońska biurokracja". Cała ta sytuacja przypomniała mi fragment filmu "12 prac Asterixa", w którym obaj bohaterowie musieli udać się do "domu, który czyni szalonym"...

niedziela, 29 maja 2016

W jednej loży z Geiko

Ostatni piątek  nie zapowiadał się być tak epickim jakim był. Pobudka, biegiem do szkoły, test, powrót do domu, obiad a następnie praca. Jednak wieczorem zdarzyło się coś czego nie zapomnę na do końca życia i pewnie taka sytuacja już się nigdy nie powtórzy.
Dzień wcześniej kolega z klasy zaprosił mnie na swoje przyjęcie urodzinowe, które organizował w klubie. Podobno najlepszy klub w Kioto. Powiedział, też że będzie płacił za wszystko. Jako, że jestem osobą, która nie bardzo lubi imprezować w klubach czy w ogóle w nich bywać, był to argument nie do przebicia. Mimo to byłem dosyć sceptycznie nastawiony do zabawy w klubie, ale przecież będę mógł wypić ile tylko będę chciał, to może uda mi się wbić w klubowy rytm.
Pracę skończyłem o 21 a umówieni byliśmy na 22:30. Czasu miałem sporo, jako że pracuję 5 minut pieszo od klubu. Zjadłem szybką kolację w konbini, a potem mały before nad brzegiem Kamo w postaci Strong Zero. Jest to dosyć popularny drink bardziej chyba wśród obcokrajowców. Tańszy  i zarazem dwa razy mocniejszy niż piwo a na lato zaczęli wypuszczać nowe smaki to żal nie spróbować. Dzisiaj wybieram sycylijską pomarańczę.
O 22:30 weszliśmy do klubu a raczej nas tam wprowadzono, bo byliśmy eskortowani przez kilku ludzi z obsługi do naszego stolika inną drogą niż reszta ludzi. David czyli solenizant i sponsor  imprezy wykupił miejsce VIP stąd ta cała szopka na wejściu.  Miejsce dla "uprzywilejowanych" było oddzieloną strefą od głównej sali, w której stały trzy stoliki dla innych ludzi, których stać na taką zabawę oraz nasz prywatny dancefloor. Na wejściu stał nasz osobisty kelner i ochroniarz w jednym. Zamówiliśmy drinki, szampana, wznieśliśmy toast i w momencie jak już część ekipy zbierała się do tańców, wleciała niemalże cała obsługa z tortem i kolejnym szampanem. Miła niespodzianka. Jak mi później David wytłumaczył zna on praktycznie wszystkich z obsługi i większość stałych klientów jako, że on sam jest jednym z nich. Wszyscy wiedzieli, że były to jego urodziny, więc przygotowali mu niespodziankę.  Co jakiś czas manager klubu przynosił nam szoty Jägermeister, na koszt firmy. Tak się dba o klienta w Japonii.
W pewnym momencie zauważyłem, że do naszej loży VIP zmierza Geiko. Ubrana w te wszystkie stroje i ozdoby. W sumie to każdy chyba wie jak wyglądają gejsze. Byłem totalnie zaskoczony! Geiko w klubie?! To mi się nie mieściło w głowie. Owszem widuje się Geiko i Maiko wędrujące po Gion (dzielnica Kioto, Jeśli chcecie spotkać Geiko to właśnie tam się wybierzcie, najlepiej jakoś tak po 18 bo wtedy zaczynają swoją pracę), ale w klubie?! To nie ma żadnego związku z tradycją przecież. No ale jak klient płaci to wymaga. Tym klientem był oczywiście jeden ze stałych klientów  klubu i jednocześnie dobry znajomy Davida. Widząc go nasz solenizant powiedział, że chce się z nim napić szampana, więc pomogłem mu rozlać szampana do kieliszków i razem podeszliśmy do niego ( i do niej!). Grzecznie się przywitaliśmy, chociaż to wszystko było zbędne bo obaj się znają, rozdaliśmy szampana, szybkie życzenie urodzinowe w czasie których Geiko nakleiła na nas jakieś naklejki i toast. Następnie wróciliśmy do naszych, by bawić się dalej.
To była tylko krótka chwila, ale być w stanie wypić jeden kieliszek szampana w towarzystwie Geiko był i nadal jest czymś bardzo ekscytującym. Oczywiście przez prawie całą noc bawiliśmy się w tym samym miejscu co ona i byliśmy na tzw. wyciągnięcie ręki, ale to nie my za nią płaciliśmy, więc jakikolwiek  dłuższy kontakt, czy nawet próba zrobienia sobie zdjęcia byłaby nie na miejscu.
Po imprezie David powiedział, że koleś który przyszedł razem z Geiko to były sekretarz jakiegoś senatora. Gość ze świata polityki, nic więc dziwnego, że stać go było na takie przyjemności.
A widoku skaczącej i balującej Geiko w rytm muzyki klubowej nie zapomnę do końca życia.
Dzięki David!





Naklejka podarowana przez Geiko.

piątek, 27 maja 2016

How should I start?

At the begining sorry for my English. I am not native speaker and I am still learning.

I don't know why but I decided to start writing a blog. Maybe I just want to keep my all memories safe in one place beacuse I know that some things are easy to forget.
It is my second time in Japan. This time for a bit longer, one year and if I'll be lucky enough I'll stay longer.
My first time in Japan was 3 years ago. To be honest nothing changed here or I just forget by now. Maybe I shouldn't drink that much last time. That's why I'm going to write everything down.
Or I just have to much free time. Who knows...
Now I am already 2 months here, in Kyoto.  So in the next few weeks I'll try to describe everything that happend before blog. Probably that time happend more interesting things than now. Will see.
About myself, I graduated Japanese Studies in Poland and now I came to Kyoto to study more. Well this school is just excuse to find a job here and stay in Kyoto for at least few years. I thought that it's the easiest way. But it's not a cheapest way as well. But lots of people I met in London did the same thing, so maybe it will work for me as well.
I'll try to post everything in Polish (of course) and English. In near future I'll try to post in Japanese too. Anyway it's a good practice for me.

Thanks!

czwartek, 26 maja 2016

Praca

Jako, że biedny ze mnie student, to musiałem znaleźć pracę i to jak najszybciej. Niestety nie jestem na żadnej wymianie czy stypendium. Na wszystko musiałem sam zarobić i na swoje dalsze utrzymanie też muszę zarobić. Znalezienie pracy dorywczej (jap. バイト - baito) nie jest trudnym zadaniem. Jest tego tak wiele, że śmiało można przebierać w ofertach. Sposobów na znalezienie zatrudnienia jest wiele, ja opiszę metody z których ja korzystałem.

Pierwszą opcją z jakiej skorzystałem było pójście do do biura pracy Hello Work. Jest to rządowa agencja pracy dla Japończyków i cudzoziemców. W Kioto oddział, który przyjmuje cudzoziemców znajduje się w sąsiedztwie stacji Kioto i sklepu Bic Camera. Jeśli nie znacie japońskiego to najlepiej szukać pracy właśnie tam. Pracownicy tego biura mówią po angielsku, jednak zachęcają do nauki japońskiego, ponieważ daje to o wiele większe możliwości zatrudnienia. Moi znajomi ze szkoły, którzy nie znali japońskiego w momencie ich przyjazdu, mówili że znalezienie pracy jest praktycznie niemożliwe bez znajomości języka. Ciężko mi w to uwierzyć, ale kto wie.
Jeśli decydujemy się na tę opcję to trzeba osobiście udać się do biura. Za pierwszym razem trzeba się zarejestrować tzn. wypełnić prosty formularz. Następnie otrzymamy swoją kartę Hello Work i możemy iść na rozmowę z agentem. Podczas rozmowy agent pyta nas o to gdzie chcielibyśmy pracować, na jakim stanowisku i w jakich godzinach. Po krótkiej rozmowie przedstawia nam kilka ofert pracy i zaleca wybranie jednej. Jak już się zdecydujemy to dzwoni do miejsca pracy i umawia nas na rozmowę kwalifikacyjną. Na końcu daje nam potrzebne dokumenty, które należy zabrać ze sobą i życzy nam powodzenia.
Opcja bardzo prosta i wygodna. Ja w ten sposób znalazłem swoją pierwszą pracę już w kilka dni po przylocie. Jedyna wada jaka mi się nasuwa na myśl to ta, że trzeba się tam wybrać, a niestety mieszkam w dosyć sporej odległości od biura.

Kolejna opcja to różnego rodzaju strony internetowe i aplikacje na telefon, których użyłem do znalezienia drugiej i trzeciej pracy. Daje Wam to możliwość przeszukania ogromnej ilości ogłoszeń osobiście i wybór gdzie się zgłosicie zależy już tylko od Was. W przypadku Hello Work agent przedstawia Wam tylko kilka ofert. Oczywiście pyta czy szukać dalej, ale jakoś tak chyba nie wypada być wybrednym. Szukanie pracy na stronie i w aplikacji wygląda tak samo.
Strona internetowa z jakiej korzystałem to Town Work. Jest to jednak strona z ofertami tylko w regionie Kansai. Tak mi się wydaje. Możecie szukać tam pracy głównie dorywczej, ale i też na pełen etat. Znalezienie tam zatrudnienia jest jeszcze prostsze, wystarczy mieć dostęp do internetu. Sposobów na przeszukiwanie ogłoszeń jest kilka, można szukać ofert w pobliżu konkretnej stacji metra, dzielnicy w której mieszkamy albo po prostu po kategoriach. Ja szukałem według konkretnej kategorii, ponieważ chciałem znaleźć pracę na kuchni jako, że mam w tym pewne doświadczenie.
Jeśli już znajdziemy ofertę, która nas interesuje wystarczy wysłać krótki formularz z naszymi podstawowymi danymi. Nie jest wymagana rejestracja na tym portalu.
Znalezienie pracy w ten sposób jest bardzo szybkie. Swoją drugą pracę znalazłem dzięki Town Work. Jednego ranka wysłałem aplikacje i jeszcze tego samego dnia wieczorem szedłem na rozmowę kwalifikacyjną a drugiego już tam pracowałem.
Aplikacji do szukania pracy jest tak wiele, że ciężko mi określić ile tego może być na prawdę. Wczoraj odkryłem, że Line (taki azjatycki komunikator. W mojej opinii najlepszy jaki dotąd miałem) posiada opcję szukania pracy dorywczej. Osobiście skorzystałem z aplikacji フロムエー ( From A ), w ikonce ma pandę trzymającą transparent z napisem "From A Navi". Działa na takiej samej zasadzie jak Town Work. Szukamy oferty i wysyłamy formularz.
Po wysłaniu formularza, czekamy na telefon lub maila od pracodawcy. Z własnego doświadczenia wiem, że zawsze ktoś zadzwoni, a jeśli nie odbierzecie to później ( to już mniej pewne ) wysyłają maila. Ile bym nie wysłał tych formularzy zawsze do mnie dzwonili, dlatego później zacząłem wysyłać jedną albo dwie aplikacje dziennie, żeby być pewnym z kim rozmawiam i gdzie później mam się udać na ewentualną rozmowę.
Te dwie opcje są chyba najprostsze z możliwych, dają duży wybór ofert i działają bardzo szybko. Jednak dla większej pewności lepiej posiadać japoński numer telefonu.

Podsumowując, metody które tutaj opisałem są według mnie najlepsze. Jest jeszcze jedna opcja, czyli roznoszenie CV wszędzie tam gdzie widzimy ogłoszenie. Nie korzystałem z niej, bo jestem leniwy i ta opcja jest najmniej wygodna. Po za tym w Japonii CV musi być odręcznie napisane i ze zdjęciem. Szablony CV można kupić w sklepie, wystarczy je tylko później wypełnić i nakleić zdjęcie. Zdjęcie to też nie problem. Na wielu stacjach metra są budki do robienia zdjęć ze specjalną opcją zdjęć do CV. Koszt to jakieś 800 yenów za 9 zdjęć.
Czemu mam dwie prace? Jak napisałem wcześniej utrzymuję się sam. Studencka wiza zezwala mi na pracę w wymiarze 28 godzin tygodniowo i tyle też potrzebuję, żeby się na spokojnie utrzymać. Jednak znalezienie takiej pracy było trudnym zadaniem. Nie mówię, że jest to niemożliwe, ale ja chciałem konkretną pracę i stąd może ten problem.
Na koniec jeszcze jedna ważna rzecz, w wielu japońskich firmach wypłata przychodzi z miesięcznym opóźnieniem, tzn. pracę zacząłem na początku maja, więc moja pierwsza wypłata będzie na koniec czerwca. Nie wszędzie tak jest, ale jeśli ktoś jak ja przyjedzie tutaj bez żadnego wsparcia finansowego, to lepiej mieć pieniądze na przeżycie pierwszych 2 lub 3 miesięcy. Dla własnego bezpieczeństwa oczywiście.
Powodzenia!

środa, 25 maja 2016

Konto w banku

Dzisiaj trochę bardziej przyziemny temat. Konto w banku. Niby nic trudnego, ale jest pewna rzecz której polskie banki mogłyby się nauczyć od japońskich. Temat trochę już stary, bo konto założyłem zaraz w pierwszym tygodniu po przyjeździe do Japonii, a dzisiaj poza szkołą i pracą nic się ciekawego nie wydarzyło, chociaż dzień się jeszcze nie skończył.
Po pierwsze, aby założyć konto w banku trzeba posiadać kartę rezydenta oraz japoński numer telefonu. Karta rezydenta to nasz dowód osobisty, który należy mieć zawsze przy sobie. Zawarte są w nim wszystkie informacje nasz adres zamieszkania, dane osobiste, status wizy oraz pozwolenie na pracę. Jeśli wcześniej wystąpiliście o takie pozwolenie.
Następnie trzeba wybrać bank. Ja wybór banku pozostawiłem szczęściu. Po prostu szedłem ulicą i zobaczyłem bank o nazwie 新生 (shinsei). Pierwszy znak atarashii czyli nowy, drugi zaś to życie. Nie wiem czy odpowiednim będzie tłumaczenie tego jako nowe życie, ale pomyślałem, że nazwa jest idealna bo w pewien sposób obrazuje moją obecną sytuacje. Zaczynałem przecież nowe życie w Kioto.
Wszedłem do oddziału i jak to zwykle w japońskich instytucjach wszelkiego rodzaju potrzebowałem numerka, aby ustawić się w kolejkę. Na moje szczęście do założenia konta była osobna kolejka, więc długo nie czekałem. Reszta przebiegała tak samo jak u nas. Wybranie oferty i podpisanie dokumentów. Na końcu dostałem do ręki dosyć spory katalog kart i polecono mi, żebym wybrał ten który mi się podoba. Po dokonaniu wyboru Pani która mnie obsługiwała powiedziała, żebym chwilę poczekał, ponieważ właśnie robią moją kartę. Byłem zszokowany tym jak powiedziała, że moja karta właśnie się tworzy. Na prawdę nie mogłem w to uwierzyć. Zakładając konto w Polsce czy Wielkiej Brytanii na kartę trzeba czekać 2 tygodnie. No i jeszcze PIN, który przychodzi w osobnej kopercie. Tutaj zrobienie mojej karty nie potrwało nawet 5 minut. Ja w tym czasie piłem sobie herbatę, którą otrzymałem od banku. Przecież o klienta trzeba dbać! Po tym jak Pani wróciła do mnie z moją nową kartą od razu ustaliłem PIN jaki chciałem i karta była gotowa do użycia. Jedyne na co musiałem czekać to karta z kodem do pierwszego logowania w internecie. Niestety za późno zlokalizowałem moją skrzynkę pocztową i nie zdążyłem  jej odebrać. Muszę znowu czekać.

Na podsumowanie powiem tyle, że cała akcja otwarcia konta i otrzymania karty trwała nie więcej jak 20 minut. Po za tym  jak się później okazało mogłem poprosić o obsługę w języku angielskim, co jest dużym plusem.

wtorek, 24 maja 2016

Shamisen i Kamogawa

Wczoraj jako, że był to jedyny wolny dla mnie dzień w tygodniu poszedłem do pubu razem ze znajomym z grupy. Postanowiliśmy znaleźć coś nowego, bo przecież ile można chodzić do jednego baru... Na nasze szczęście nie było to takie trudne zadanie a nowa miejscówka okazała się być miejscem do którego będziemy teraz częściej wracać. W tym pubie muzyka jest grana ze starych płyt winylowych. Tylko ta jedna rzecz tworzy już niepowtarzalny klimat a do tego dochodzi jeszcze wystrój wnętrza, który też robił wrażenie. Pub jest mały. Zaledwie 7 osób jednocześnie może się tam zmieścić, ale o to właśnie chodzi. W takich małych miejscach jest największa szansa na wejście w interakcje z ludźmi. Japończycy zazwyczaj są nieśmiali. Na szczęście nie w takich miejscach. Zazwyczaj są tam ludzie którzy się dobrze znają i są stałymi klientami. Pewnie dlatego czują się bardziej pewnie. Przecież są na swoim terytorium. Mnie to cieszy bardzo, ponieważ mogę potrenować swój japoński.

Rada dla każdego: szukajcie właśnie takich małych miejsc, jeśli chcecie kogoś poznać, czy dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. 

Od jakiegoś czasu chcę zacząć naukę gry na shamisenie. Jednak znalezienie jakiegoś klubu czy nauczyciela było i jest trudne. Przeszukałem japońskiego googla, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Wystawiłem nawet ogłoszenie, że szukam takiego nauczyciela na jednej ze stron, na której raczej szuka się penpala czy ziomka z którym można się napić. W ostateczności byłem nawet gotów paść na ziemie i błagać dziadka, który codziennie rano jak jadę do szkoły gra na shamisenie nad rzeką o to aby został moim nauczycielem.
Dzięki wczorajszej wyprawie w nieznane nie muszę już tego robić. Poznaliśmy wczoraj dwie starsze Japonki, które zajmują się muzyką półzawodowo. Razem tworzą jakiś zespół i koncertują oprócz tego pracują też w jakiś firmach. Siłą rzeczy zapytałem, czy znają kogoś kto mógłby mnie nauczyć gry na shamisenie. Oczywiście znały jedną osobę, która może zostać moim nauczycielem, więc bardzo możliwe że niedługo zacznę naukę.
Kolejny plus dla małych pubów. Na prawdę nigdy się na nich nie zawiodłem.
Mam nadzieję, że każdy wie co to shamisen. Jeśli jednak ktoś nie wie to zapraszam do odwiedzenia Wikipedii. Ja powiem tylko tyle, że jest to instrument podobny do gitary i posiada tylko 3 struny.

Shamisen odrobiony to teraz Kamogawa. Dosłowne tłumaczenie tej nazwy to Rzeka Kaczek. Czy wzięło się to od tego, że na tej rzece żyją kaczki? Nie mam pojęcia. Jest to rzeka przepływająca przez Kioto, coś jak Warta w Poznaniu. Codziennie jej brzegiem jeżdżę do szkoły i do pracy, dzięki czemu omijam wszelakie korki na drodze czy światła. Nad jej brzegiem wielu ludzi trenuje różne sporty, czy grę na instrumentach, czy po prostu spaceruje. Jest to miejsce gdzie wielu ludzi szczególnie młodych spędza swój wolny czas. Gdy się już ściemni Kamogawa staje się miejscem idealnym na randkę. Wiadomo, taka opcja jest tańsza.
Rzeka daje też schronienie dla wielu zwierząt. Można spotkać sarny, jastrzębie, kaczki, żółwie i oczywiście ryby. Mnie dzisiaj osobiście zaskoczył jeden koleżka, którego się najmniej spodziewałem. Tym zwierzakiem była nutria. Ciekawe ilu z Was zna to zwierze. W Polsce bardzo popularna była w latach osiemdziesiątych. Tak mi się wydaje. Tylko, że u nas była hodowana na futro i mięso.  Pamiętam jeszcze jak mój dziadek hodował nutrie na skórki. Nauczył mnie też co nie co o tych zwierzętach. Czasami pomagałem mu w karmieniu, sprzątaniu, czy mniej przyjemnej rzeczy jakim było zabijanie ich i późniejsze oprawianie.

Na tym koniec, ponieważ  chcąc nie chcąc muszę iść do pracy... Wstawiam też zdjęcie napotkanego dzisiaj koleżki, który mnie zaskoczył i jednocześnie cofnął w czasie.


może powinienem był zaprosić go na obiad? :P

poniedziałek, 23 maja 2016

Od czego zacząć?

Nie wiem czemu, ale stwierdziłem dzisiaj, że założę bloga. Może jest to jakaś chęć utrwalenia wszystkich moich przygód jakie mi się przydarzą. Z doświadczenia wiem, że nieutrwalanie ich w jakikolwiek sposób skutkuje zapomnieniem (przynajmniej w moim przypadku). Jest to już mój drugi raz w Japonii, tym razem na dłużej, bo aż na rok a jak da radę to się  trochę przeciągnie.
Pierwszy raz przyjechałem do Kioto 3 lata temu. Szczerze mówiąc nie wiele się tutaj zmieniło w tym czasie, albo ja mam zaćmiony obraz tego jak tutaj było 3 lata temu. W sumie to nic dziwnego jak dzień w dzień piło się różnego rodzaju alkohole pod mostem Sanjo, dlatego tym razem wszystko dokładnie opiszę.
Możliwe też, że zakładam bloga tylko dlatego że, akurat dzisiaj mam dużo wolnego czasu. Dzisiaj jest mój pierwszy wolny dzień od pracy po 11 dniach. Pewno coś mi się poprzestawiało i niedługo porzucę to zajęcie nawet jutro, ponieważ znowu zaczynam maraton w pracy, który nie mam pojęcia jak długo potrwa.
W Kioto jestem już prawie dwa miesiące. W najbliższym czasie postaram się opisać co działo się przed założeniem bloga. Prawdopodobnie wtedy działo się najwięcej ciekawych rzeczy, takich które mogłyby kogokolwiek zainteresować.
O sobie mogę powiedzieć tyle, że jestem absolwentem japonistyki i w tym roku przyjechałem kontynuować naukę japońskiego. Nauka raczej jest wymówką do znalezienia tutaj jakiegoś punktu zaczepienia, który pozwoli mi zostać w Japonii na dłużej. Dosyć kosztowny sposób, niestety... Sporo ludzi, których poznałem w Londynie tak właśnie robiło jeszcze w czasach kiedy Polska nie była w UE albo ludzie z innych zakątków świata, więc i ja postanowiłem wypróbować ich metody. Dla nich zadziałała to dla mnie też.
Wizję na bloga posiadam. Postaram się być bardzo konsekwentny w działaniu i najbardziej regularny jak tylko mogę być, chociaż nie codziennie dzieją się rzeczy, które są warte opisania czy zapamiętania. Chętnie będę też odpowiadał na każde pytania.